O (wielkanocnym) jajku

  • by

Święta Wielkanocne to symbol rodzącego się na nowo życia. Chyba nikt z nas nie wyobraża sobie ich bez podstawowego atrybutu, specjalnie na tę okoliczność barwionego i najróżniejszymi sposobami zdobionego, czyli jaja.

Od tak dawna jak sięgam pamięcią, straszy się nas, że to …(złowrogo brzmiąca) „cholesterolowa bomba”. Temu, że z tego tłuszczu „nie taki diabeł straszny jak go malują” poświęciłam kilka lat temu, zawierające wiele istotnych informacji ponad trzydziestostronicowe opracowanie. Teraz jedynie przypomnę, że cholesterol to nie tylko miażdżyca. Dla każdego z nas  jest on absolutnie niezbędny.

Potrzebujemy go dla błon komórkowych, produkcji hormonów kory nadnerczy i hormonów płciowych. Bez cholesterolu trudno o wytworzenie wystarczającej ilości witaminy D (coraz więcej ostatnio doniesień o jej mało znanej dotychczas roli w zapobieganiu nowotworom). Bez niego też byłoby krucho z kwasami żółciowymi. Potrzebujemy ich, by najbardziej niezwykłe laboratorium świata jakim jest wątroba, wyprodukowało potrzebną do trawienia żółć.

 Nie obawiałabym się zainicjowania miażdżycy z powodu kilku zjedzonych jajek (znam osobiście człowieka, który pozbył się wysokiego poziomu cholesterolu jedząc właśnie spore ilości…jaj!!!).

Raczej zadbałabym o przyswojenie sobie informacji, że szczególne upodobanie do jajek ma nasz …mózg. Lubi szczególnie żółtka. To dlatego, że są niemałą spiżarnią lecytyny. Bez niej nie może się obyć ani mózg, ani nerwy. Z tego co mi wiadomo nie dopuszcza ona do nadmiernego gromadzenia się cholesterolu, a tym samym (jeśli uparlibyśmy się, żeby to on /a nie np. homocysteina/ odpowiedzialny jest za sklerozę naczyń) sprawia, że zapobiega miażdżycy.

 Tak więc bardzo tradycyjnie życzę Ci…

Smacznego, zdrowego (bo bogatego w antymiażdżycową lecytynę), spożytego w gronie życzliwych ludzi, wielkanocnego jajka!  :)

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *