Jeszcze do niedawna w świadomości zwykłego śmiertelnika witamina D była jedynie środkiem zapobiegającym krzywicy. To, co o niej również dość powszechnie wiadomo, to fakt, że dla jej wytworzenia w organizmie skóra powinna być wystawiona na działanie promieni słonecznych. Dlatego zdolność do jej produkcji jest uzależniona od szerokości geograficznej, pory roku, pory dnia, stosowania filtrów przeciwsłonecznych, pigmentu skóry i wieku. Niektórzy wiedzą również, że po to, aby została przekształcona w formę w pełni aktywną, musi zostać zmetabolizowana w wątrobie i nerkach.
Ostatnio sytuacja w tym względzie dość radykalnie się zmienia. Każdy rok przynosi kolejne bardzo istotne odkrycia. W mediach coraz więcej doniesień o jej walorach mało bądź zupełnie dotąd nieznanych. Okazuje się, że to nawet nie witamina, a hormon steroidowy. Podobno żyjemy w czasach jej (czy jego) wyjątkowo niskiego poziomu. W samych Stanach Zjednoczonych niedoborem tej substancji dotkniętych jest aż 85% obywateli. W przypadku osób starszych to jeszcze 10% więcej. To, że brakuje jej (w szczególności zimą) mieszkańcom Wysp Brytyjskich, jest zrozumiałe. Ale że w Australii, jednym z najbardziej wystawionych na działanie słońca krajów świata, aż jedna na trzy osoby może cierpieć na niedobór tej jakże ważnej dla zdrowia witaminy, to fakt już nie tak oczywisty.
Udowodniono wpływ witaminy D nie tylko na stan kości, ale i naczyń krwionośnych. Na sprawność układu immunologicznego, nastrój, funkcje poznawcze, ochronę przed nadciśnieniem, alergie, stwardnienie rozsiane, chorobe Alzheimera i schorzenia autoagresyjne. Na utrzymanie sprawności układu rozrodczego i na syndrom przedmiesiączkowy.
Dlaczego jednak o witaminie D w książce o odchudzaniu? Oczywiście to nie przypadek. Podobno istnieją wystarczająco przekonujące dane mówiące o tym, że właściwy jej poziom ma duże znaczenie dla utraty zbędnych kilogramów. Sherrill Sellman (doktor neuropatii, psychoterapeutka, autorka dwóch bestsellerów: Hormonalna herezja — co kobiety powinny wiedzieć o swoich hormonach? i Co kobiety powinny wiedzieć, aby ochronić swoje córki przed rakiem piersi?) w swoim artykule zatytułowanym Brakujące elementy układanki związanej z odchudzaniem pisze o jej ogromnej roli w tym czasami niełatwym do przeprowadzenia procesie. Uważa ona, że jeśli ktoś cały czas odczuwa łaknienie, powinien sprawdzić poziom witaminy D. Tym, co odpowiada za ten wyjątkowy, zdecydowanie nadmierny i nie do zaspokojenia apetyt, jest związek między niskim poziomem słonecznej witaminy i produkowanego w komórkach tłuszczowych hormonu o nazwie leptyna (o niej i jej kuzynce grelinie jest mowa również w rozdziale W objęciach Morfeusza). Do leptyny należy wysyłanie sygnału, że żołądek nie zmieści już niczego więcej. Niestety jej efektywność zaburza zbyt niski poziom witaminy D. Podobno szkoccy naukowcy odkryli, że osoby otyłe produkują ją w ilościach dużo niższych niż te, które nie dźwigają nadmiernych kilogramów. W dodatku tłuszcz, absorbując ją, nie pozwala jej na wejście do krwioobiegu. Autorka artykułu ostrzega, że ludzie z nadwagą nie powinni unikać słońca i wyraźnie zaleca, by korzystali z suplementów zawierających witaminę D.
Fragment książki, która na zdjęciu poniżej. :)
/Prezentacja na temat witaminy D w poprzednim wpisie./