Od tamtego momentu minęło już jakieś siedem czy osiem lat. Mimo to, ciągle pamiętam sytuację, która zdarzyła się na wywiadówce u naszej młodszej córki. Była wtedy w szkole podstawowej. W drugiej, może trzeciej klasie?
Zarówno nauczycielka, jak i rodzice skarżyli się tego dnia na wyjątkowo złe zachowanie dzieci. Sytuacja była dość szczególna ponieważ wychowawczyni była dla nich niekwestionowanym autorytetem. Nie tylko odnosiły się do niej z wielkim szacunkiem, ale ją po prostu uwielbiały. Świetnie potrafiła panować nad grupą i umiała sprawić, by mali uczniowie również siebie wzajemnie szanowali.
Na zebraniu rodzicielskim zwróciła uwagę, iż zauważyła pewną prawidłowość. Chodziło o to, że dzieci zdecydowanie najgorzej zachowują się w poniedziałek. W ogóle, im przerwa od zajęć szkolnych dłuższa, tym gorzej. I nie miała na myśli tego, że po wolnych dniach trudniej zabrać im się do pracy. Twierdziła, że są bardziej agresywne. To, co przez kilka dni uda się wypracować i również przy ich akceptacji wprowadzić do klasowych zwyczajów, w poniedziałek jest niweczone. Była tym wyraźnie zaniepokojona.
Ponieważ nikt nie znajdował na to wytłumaczenia, pozwoliłam sobie zabrać głos. Zaproponowałam, żeby przyjrzeć się diecie swoich pociech. O błyskawicznie wyciągniętym logicznym wniosku wychowawczyni za moment. Natomiast jedna z matek (czwórki dzieci zresztą), na moją uwagę głośno parsknęła śmiechem. Ponieważ nie mam w zwyczaju przekonywać, a tym bardziej „walczyć z wiatrakami”, odpuściłam. W końcu to nie nasza córka sprawiała problemy.
Dlaczego dziś o tym?
Ponieważ natknęłam się na genialny opis przypadku chłopca z ogromnymi zaburzeniami psychicznymi. Na szczęście trafił na lekarza, który umiał pomóc.
Dr James D`Adamo (nie ten bardziej znany w Polsce czyli Peter) pisze o swoim małym pacjencie z grupą krwi 0. Zrozpaczeni rodzice dziewięcioletniego Rogera przyszli do jego gabinetu nie tylko dlatego, że nie radzili sobie z nadpobudliwością psychoruchową syna. Nie tylko dlatego, że miał kłopoty z nauką i zachowaniem w czasie lekcji. Nie tylko dlatego, że wszędzie było go za dużo i że wszczynał bójki. To dziecko siało wokół siebie zniszczenie. Dosłownie! Na nic zdawały się wszelkie zalecenia medyczne (w tym klasyczny w takich razach Ritalin). Chłopiec nie umiejący radzić sobie z przekraczającą wszelkie granice i wyobrażenie własną impulsywnością… podpalił dom rodzinny.
„Zerówki” genetycznie mają silną i dość aktywną naturę. Z tego powodu potrzebują w swojej diecie białka zwierzęcego, którego chłopiec prawie w ogóle nie jadał. Rodzice otrzymali stosowne zalecenia. Mieli nie tylko wprowadzić do jego żywienia białko, ale i bardzo poważnie zredukować węglowodany (chleb, makarony, naleśniki, ziemniaki). Jednym z najważniejszych wskazań było wykluczenie wszystkiego co słodkie: syropu klonowego, kukurydzianego, soków owocowych, wszelkich napojów udających soki, energetyzujących (!!!) i wszystkich słodyczy.
Dlaczego tak radykalne ograniczenie cukru?
U dziecka ze skłonnością do nadaktywności, ciągłe zastrzyki energii pochodzące z cukrów, wytwarzały coraz większą, zupełnie nie poddającą się kontroli, chaotyczną siłę. Doktor porównuje ją do wzbierającego morza opanowywanego przez sztorm. Do fal gwałtownie uderzających o skalisty brzeg. Ponieważ cukier pobudza i wzburza krwioobieg podobną dziką energią, to co działo się w tym, ciągle stymulowanym cukrem chłopcu, lekarz zestawia (i chyba słusznie) z wewnętrznym …tsunami.
Ciało Rogera będące w ciągłym ruchu było nie tylko zmęczone ale wyczerpane. Radykalne zmniejszenie węglowodanów i cukrów w postaci słodyczy i napojów oraz regularne spożywanie białka miało spowolnić trawienie pokarmu, a dzięki temu odbudować naturalną (a nie sztucznie napędzaną) siłę i jego wrodzoną energię. Żeby wyciszyć jego układ nerwowy, należało uzupełniać (działające jak balsam) witaminy z grupy B. Organizm chłopca na nową dietę zareagował szybko i właściwie. W ciągu kilku miesięcy dziecko umiało na tyle panować nas sobą, że mogło wrócić do szkoły i co ważne, po raz pierwszy zostać uczniem, który wyróżniał się przede wszystkim pozytywnie.
Dawno temu pisałam o podobnym przypadku, który miałam możliwość obserwować z bliska.
Chłopiec był prawie rówieśnikiem małego „podpalacza”. Mimo krótkiego stażu uczniowskiego, chodził do trzeciej z kolei szkoły (nauczanie indywidualne bez kontaktu z dziećmi). Niezliczone ilości wizyt u pedagogów, psychologów a w końcu leczenie w Poradni Zdrowia Psychicznego, na niewiele się zdawało. W tym przypadku niebagatelne znaczenie w problemach z zachowaniem miała również wielokrotna intensywna antybiotykoterapia. Na nieszczęście dziecka, kiedy skończyło pięć lat, rodzice zajęli się prowadzeniem hurtowni słodyczy. Od tego czasu dieta chłopca zdominowana została przez ogromną ilość cukru pod wszystkimi możliwymi postaciami.
Po wprowadzeniu żywienia zgodnego z jego grupą krwi (też „0” – został wyeliminowany również nabiał i pszenica), wykluczeniu cukru pod każdą postacią, kuracji oczyszczającej z pasożytów, wzmocnieniu układu nerwowego (Stress Management, Omega – 3) i odpornościowego (Chelated Zinc), po trzech miesiącach możliwe było całkowite odstawienie leków psychotropowych a wyciszone dziecko już bez problemu było w stanie skupić się na nauce. Po kolejnych trzech, zakończyło rok szkolny w klasie (a nie jak do tej pory na zajęciach indywidualnych), w dodatku z wyróżnieniem, czyli naszym polskim tzw. „czerwonym paskiem”.
Wracając do pamiętnego zebrania…
Po mojej uwadze o diecie, wychowawczyni uznała, że ma to sens. Stwierdziła, że dzieci w poniedziałek najprawdopodobniej znacznie gorzej radzą sobie z emocjami ponieważ podczas weekendu jedzą dużo więcej słodyczy aniżeli w tygodniu. Rodzice niestety nie dostrzegali związku. Tu i ówdzie słychać było nieprzychylne komentarze. Przeciwko komu skierowane, wyjaśniać chyba nie muszę. :)
No cóż… Można i tak.
Codziennie dokonujemy wyborów. To, co trafia na talerz lub wkładamy dziecku do plecaka, też jest wyborem. Wyborem, który może skutkować spokojem, koncentracją, chęcią do nauki i rozwojem. Wyborem prowadzącym do …ospałości i braku zainteresowania czymkolwiek. Ale i wyborem, który tak jak u dziewięcioletniego pacjenta dra D`Adamo, na skutek ciągłej stymulacji niebezpiecznymi cukrami (przy braku tego, czego organizm młodego człowieka najbardziej potrzebuje) może objawić się wyczerpaniem organizmu i trudnymi do przewidzenia, jakże dramatycznymi konsekwencjami. Z życzeniami tylko właściwych wyborów Dorota A. Madejska
PS
Dziś rano dowiedziałam się, że wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych oczekuje na uderzenie niebezpiecznego huraganu. Mimo, iż artykuł powstawał wczorajszej nocy, zbieżność z tematyką tsunami (które z pewnością okaże się tragiczne w skutkach dla wielu milionów ludzi) jest zupełnie przypadkowa.