To od nas zależy jak tę otwartość wykorzystamy

Zgodnie z wczorajszą obietnicą, dziś słów kilka o edukacyjno-prozdrowotnych ekscesach naszego młodszego dziecka.

 Wchodząc na jedno z zebrań (nasza córka była wówczas na początkowym etapie edukacji szkolnej), zastałam wśród jego uczestników małe, nieco nienaturalne poruszenie. Docierały do mnie strzępki wypowiedzi dotyczących… diety. Wcześniej nie zauważyłam, aby któreś z rodziców wykazywało jakiekolwiek przejawy zainteresowania tym tak ważnym dla zdrowia kierunkiem.

Myślę sobie: To być nie może! Własnym uszom nie wierzę!

Wychowawczyni rozpoczyna spotkanie, po czym jedna z matek mówi:
-Mój syn wrócił wczoraj ze szkoły i od progu oświadczył, że nie będzie pił mleka.
Na moje pytanie – A co z płatkami na śniadanie? –  odpowiedział – A jaką mam grupę krwi?

Podobnie zrobiło kilkoro innych dzieci. Oczywiście sprawcą (a właściwie sprawczynią)  całego zamieszania był …. nie kto inny jak mała Madejska. :)

Nasza Wercia, która jak się później okazało, świadoma, że następnego dnia odbędzie się w szkole dość ostra kampania pod hasłem: „Pij mleko….” , zbierała już siły do protestu. Opowiadała później jak to ciężko było jej słuchać kiedy pani pielęgniarka usiłowała dzieci przekonać, że nabiał to najwspanialszy dla nich pokarm.

Kiedy klasa przygotowywała się do wystąpienia na apelu z programem propagującym jakże „zdrowy” obyczaj, odmówiła wygłoszenia przydzielonej jej kwestii, a tego co mówiły wszystkie dzieci razem, oczywiście … nie powiedziała. Choć postawa jak na ucznia drugiej czy trzeciej klasy to niepopularna, my już wówczas cieszyliśmy się, że rośnie nam w domu kolejne pokolenie ludzi świadomych, które będzie kontynuowało, rozpoczęty przez nas trend.

A skoro juz jesteśmy przy tym… Dość często zdarza się, że rodzice mają obawy przed tym jak na wieść o tym, że zachodzi konieczność zmiany diety, zareaguje ich pociecha. Moje doświadczenie, również z dziećmi obcymi, wykazuje, że potrafią znacznie poważniej niż rodzice przejąć się słusznością zdrowszego dla nich żywienia i są w swoich postanowieniach dużo bardziej konsekwentne. Jeśli tylko znajdziemy czas na odpowiednie potraktowanie tematu i wytłumaczenie tego maluchowi (czy trochę starszemu dziecku), będziemy zaskoczeni jak świetnie potrafi radzić sobie w nowej dla niego sytuacji.

Dzieci są fantastycznymi partnerami do współpracy. Natomiast w dużej mierze to od nas dorosłych zależy w jaki sposób naturalną otwartość naszych latorośli wykorzystamy. Z życzeniami umiejętności pozytywnego wpływania na własne dzieci Dorota A. Madejska

 

 

 

 

2 myśli na “To od nas zależy jak tę otwartość wykorzystamy”

  1. Mam podobne doświadczenia z kosekwencją i determinacją u dzieci.
    Podobnie jak autorka wpisu myślę,że wszystko zależy od poważnego potraktowania dziecka i tematu.
    Jak tylko sięgnę pamięcią wstecz, największym szacunkiem darzyłam osoby, które mnie jako dziecko traktowały poważnie, rzeczowo odpowiadały na moje pytania i brały pod uwagę moje zdanie.
    Nie jest to łatwe zwłaszcza dla zaganianych codziennoscią dorosłych ale bardzo owocne.
    Nieporównywalnie bardziej, niż wymaganie bez wyjaśnienia bezwzględnego posłuszeństwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *